“Bezpieczeństwo zależy od nas” – rozmowa z Januszem Bulą, Komendantem Powiatowym PSP Lubliniec.

“Bezpieczeństwo zależy od nas” – rozmowa z Januszem Bulą, Komendantem Powiatowym PSP Lubliniec.

Pod koniec października ruszyła kampania społeczna Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji „Czujka na straży Twojego bezpieczeństwa”. Na temat kampanii i o zagrożeniach występujących w okresie grzewczym rozmawiamy z Komendantem Powiatowym Państwowej Straży Pożarnej w Lublińcu, bryg. Januszem Bulą.

Lubliniecki.pl: O tlenku węgla mówi się, że to cichy zabójca. Skąd wzięło się takie określenie?

Janusz Bula: Jest to niezwykle podstępny gaz, który dużo łatwiej wiąże się z hemoglobiną blokując tym samym transport tlenu w organizmie człowieka. Może to doprowadzić do niedokrwienia, a następnie do obumarcia organów wewnętrznych. Mówimy tu zwłaszcza o centralnym układzie nerwowym oraz innych wrażliwych organach wewnętrznych.

Dlaczego cichy zabójca? Przy pewnej dawce lub przy długiej ekspozycji, tlenek powoduje wysoką śmiertelność. W żaden sposób nie jesteśmy w stanie go wykryć naszymi zmysłami. Jest bezbarwny. Jest bezwonny. Nie ma żadnego smaku. W momencie jego emisji zaczynamy źle się czuć, a po kilku, kilkunastu minutach skutki jego działania są już nieodwracalne i najczęściej następuje śmierć. Niestety, większość osób myśli, to mit a tlenek węgla można wyczuć. Ludzie często mówią, że „czuć czadem”. Czują wtedy dym i zawarte w nim inne produkty spalania, ale podkreślam jeszcze raz z całą mocą – czadu nie da się wyczuć.

Oprócz tego, że zaczynamy się źle czuć – w którym momencie powinna nam się zapalić przysłowiowa “czerwona lampka” aby zorientować się, że coś jest nie tak?

Jedyny nasz mechanizm obronny to samopoczucie. Jeżeli w ciągu dnia czuliśmy się świetnie a nagle nasze samopoczucie ulega pogorszeniu i jest to związane z tym, że w międzyczasie np. rozpaliliśmy w kotle CO, w kominku lub bierzemy dłuższą kąpiel po ogrzaniu wody w przepływowym podgrzewaczu gazowym – może być to znaczący sygnał. Kiedy czujemy słabość, zawroty głowy, nudności, zaczynamy mieć problemy z oddychaniem, wówczas możemy mieć pewność, że zaczyna działać na nas tlenek węgla. Jeśli, przebywając w pomieszczeniu, nagle zaczynamy odczuwać senność, osłabienie, to również może być sygnał, że zaczyna działać na nas tlenek węgla, a w połączeniu z bólem głowy, który nie ma uzasadnienia, powinniśmy natychmiast zacząć się bronić.

Co należy wtedy zrobić?

Natychmiast, jeżeli jesteśmy w stanie to zrobić, należy otworzyć okna i wyjść z pomieszczenia: pokoju, łazienki, kotłowni – pozostawić wszystko i po prostu wyjść. Następnie koniecznie, nie zastanawiając się, należy wezwać pomoc. Jeżeli nie jesteśmy w stanie już się ruszyć, a jest to właśnie bardzo podstępne działanie czadu w łazienkach, zacznijmy wzywać pomocy. I tutaj również ważna przestroga – nie zamykajmy się w łazienkach, jeżeli planujemy dłuższą kąpiel, a wiemy, że w pomieszczeniu znajduje się podgrzewacz gazowy.

W których miejscach, poza łazienką gdzie znajduje się piecyk gazowy, można się spotkać z obecnością tlenku węgla?

Na pewno wszędzie tam gdzie jest źródło ognia i to nie zależnie od medium, którego używamy do spalania – czy to węgiel, olej opałowy czy gaz. Tlenek węgla przy dużych stężeniach przenika nawet przez ściany czy przez stropy. Pamiętam zdarzenie sprzed dwóch lat w jednym z lublinieckich bloków, gdzie źle poczuli się sąsiedzi, a emisja tlenku węgla miała miejsce w mieszkaniu młodego małżeństwa z dzieckiem na innej kondygnacji. Mieszkańcy podejrzewali u siebie grypę jelitową – taki nagły atak. O tym, że może to być czad, uświadomił ich telefonicznie ojciec mężczyzny i w zasadzie to on, swoim rozsądkiem, uratował życie syna, synowej i wnuka. Winowajcą okazał się kocioł gazowy z otwartą komorą spalania i „ocieplone na zimę” kratki wentylacyjne. Zimą to niestety nasz najczęstszy grzech.

„Ocieplając” kratki i otwory styropianem czy innym materiałem, ograniczamy wentylację. Pamiętajmy też, że ściany naszych budynków nie są monolitem – są przenikalną strukturą dla gazu. Tlenek węgla może więc migrować nawet z dala od źródła jego emisji. Generalnie, możemy się go spodziewać wszędzie tam gdzie jest źródło ognia, następuje proces spalania i nie ma dopływu świeżego powietrza. Zgodnie z prawami fizyki i chemii, potrzebny jest stosowny bilans tlenu, aby doszło do normalnego, pełnego spalania. Jeżeli tego tlenu zaczyna brakować, jest go za mało, dochodzi wówczas do niepełnego spalania i zamiast dwutlenku węgla powstaje zabójczy tlenek węgla.

Czyli, w formie prewencji, dobrze jest również porozmawiać z sąsiadami, w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa?

Oczywiście. Porozmawiajmy z sąsiadami. Uświadamiajmy ich czym jest tlenek węgla i jak bardzo jest groźny. Działajmy w taki sposób aby lokatorzy pobliskich mieszkań byli bezpieczni ale też sami nie stwarzali dla nas zagrożenia. Paradoksalnie, do śmiertelnych zatruć dochodzi bardzo często w momencie, gdy wyremontujemy sobie mieszkanie – wstawiamy upragnione, nowoczesne i szczelne okna lecz nie zwracamy uwagi na skuteczność wentylacji, która dotychczas funkcjonowała w tzw. mikroszparach czy rozszczelnieniach. Uszczelniamy również budynki poprzez termomodernizację… a o wentylacji takiego szczelnego budynku często zapominamy. Pamiętajmy więc, że należy zapewnić wymianę świeżego powietrza w mieszkaniu, tak aby dochodziło do normalnego spalania. W zbyt szczelnym pomieszczeniu spalanie będzie niepełne i wytwarzać się będzie czad.

W jaki sposób można wykryć, że w naszym mieszkaniu znajduje się tlenek węgla, aby zareagować jak najszybciej? Czy są jakieś urządzenia, które mogą nam w tym pomóc?

Tak – sugerujemy zainstalować w domu czujkę tlenku węgla. To bardzo proste urządzenie, które może nam uratować życie. Czasami zastanawiamy się co kupić w prezencie np. na urodziny, imieniny lub tzw. „parapetówkę”. Podarujmy bliskim, znajomym, rodzinie właśnie taki czujnik.

Jak wysokie są koszty zakupu tego typu urządzeń?

Wahają się one w przedziale od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. W granicach 100 złotych można nabyć już dobrą czujkę zasilaną bateriami, przy której będziemy bezpieczni. Urządzenie z wyświetlaczem i akumulatorkiem kosztuje ok. 150-170 zł. Oczywiście, tutaj zwracajmy uwagę na pochodzenie produktu i nie kupujmy… “dzieł inżynierskich” z dalekiego wschodu – po pierwsze, do niczego się nam nie przydadzą, a po drugie stworzą tylko pozory bezpieczeństwa.

Czy urządzenia wykrywające czad posiadają certyfikaty, które potwierdzą, że są one sprawne w stu procentach? 

Oczywiście, są certyfikaty i powinny być dołączone do czujki. Na pewno taka czujka powinna posiadać dopuszczenie Centrum Naukowo Badawczego Ochrony Przeciwpożarowej (CNBOP) i spełniać polską oraz europejską normę. Da nam to pewność, że przede wszystkim czujka została przetestowana w naszym kraju i działa jako urządzenie do pomiaru, w tym przypadku, tlenku węgla. Czujniki rozprowadzają m.in. sklepy budowlane, elektryczne czy z elektroniką. Uprzedzając pytanie… straż pożarna nie zajmuje się sprzedażą czujek.

Na czym polega działanie czujki?

Czujka powiadomi nas głośnym sygnałem akustycznym kiedy w pomieszczeniu pojawi się już niewielka ilości tlenku węgla. Co ważne – będzie to jeszcze ilość nie szkodliwa dla naszego zdrowia więc mamy szansę na podjęcie odpowiednich działań. Urządzenie daje zatem znać, że czad zaczyna się gdzieś kumulować, a co za tym idzie – jego stężenie się utrzymuje i po pewnym czasie może być groźne dla naszego bezpieczeństwa. Przy dużych stężeniach, czujka zadziała natychmiast.

Optycznie i do stwierdzenia stężenia przydatne są nam czujki z wyświetlaczami ciekłokrystalicznymi, które pokażą wykryte stężenie tlenku węgla. Jeżeli z pomocą wyświetlacza dowiemy się, że skala stężenia wynosi 20 ppm [liczba gramów substancji w 1 mln gramów roztworu – przyp. red.], wówczas spokojnie możemy otworzyć okna i zastanowić się nad źródłem pochodzenia czadu. Być może przenika on właśnie z pomieszczeń należących do sąsiada – zapukajmy więc do niego i zapytajmy czy wszystko jest w porządku. Jeśli jednak stwierdzimy już wyższe stężenie, ok. 100 ppm, wówczas wskazana jest natychmiastowa ewakuacja i wezwanie pomocy, o czym mówiłem wcześniej. W trakcie pożarów tlenek węgla zawsze występuje w ilościach śmiertelnych.

Jak dużo potrzebnych jest takich czujek aby względnie zabezpieczyć swoje mieszkanie?

Montaż czujki powinien odbyć się głównie w pomieszczeniu, w którym znajduje się źródło potencjalnej emisji tlenku węgla lub w jego pobliżu. Czujka przyda się także w innych pomieszczeniach, gdzie przebywamy dłuższy czas.

Na przykład w sypialni?

Zdecydowanie tak, ponieważ tutaj tracimy jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją panującą w domu, przestajemy reagować na nasze samopoczucie w trakcie snu. Jeżeli czujka zamontowana np. w kuchni czy w kotłowni wyemituje sygnał dźwiękowy, którego z jakiegoś powodu nie usłyszymy, to po pewnym czasie odezwie się również urządzenie zamontowane w sypialni. To może nam uratować życie. Dźwięk takiej czujki jest jednak na tyle przenikliwy, że zapewne zbudzimy się nawet wówczas gdy zamontujemy ją w kotłowni.

Nasze apele z lat poprzednich przynoszą efekty, ponieważ coraz więcej osób zaopatruje się w tego typu urządzenia. Coraz częściej mamy zgłoszenia o tym, że w czyimś domu zadziałała taka czujka. Wtedy udajemy się na miejsce by sprawdzić czy doszło do nieprawidłowości. Wykonujemy pomiary profesjonalnym detektorem i w zależności od sytuacji prowadzimy odpowiednie działania.

Jak prezentują się statystyki dotyczące zatruć, lub jak często pan podkreśla – podtruć tlenkiem węgla w powiecie lublinieckim?

Pod koniec zeszłego okresu grzewczego w powiecie lublinieckim doszło do pożaru, w którym jedna osoba zginęła – czujnik użyty przez strażaków podczas działań gaśniczych wskazał wtedy obecność tlenku węgla. Kolejne zdarzenie również wiązało się z obecnością czadu i koniecznością przewiezienia dwóch osób do szpitala. W październiku zdążyliśmy odnotować zdarzenia, podczas których wykryliśmy tlenek węgla.

Zbliża się kolejna zima. Niestety, z pełną świadomością ratowniczą mogę zapewnić, że dojdzie do przypadków emisji tlenku węgla. Mam nadzieję, że dzięki kampanii społecznej, którą prowadzimy uda się dotrzeć do świadomości ludzi, co spowoduje, że unikniemy śmiertelnych przypadków, niewyobrażalnych ludzkich tragedii spowodowanych przez „cichego zabójcę”.

Wiemy już, że jednym z zagrożeń w okresie grzewczym jest czad. Na co jeszcze powinniśmy zwrócić szczególną uwagę?

W tzw. sezonie grzewczym wzrasta, niestety, liczba pożarów w mieszkaniach. Prawdziwą plagą są pożary sadzy w kominie, których w tym roku odnotowano już 37 – w tym, od początku września do 21. listopada interweniowano przy 12 tego typu zdarzeniach. Dbajmy więc o czyszczenie przewodów kominowych. W tym miejscu kolejny apel – wyrażajmy zgodę na wizyty kominiarza, bo on… rzeczywiście przynosi szczęście – rzecz jasna, nie dlatego, że złapiemy się za guzik lecz dlatego, że kominiarz opróżni komin z pozostałości po spalaniu oraz sprawdzi stan instalacji kominowej i wentylacji, co zapewni nam bezpieczeństwo.

Jakie są najczęstsze przyczyny pożarów okresie zimowym?

Najczęstszą przyczyną pojawienia się ognia w domu, czyli w miejscu gdzie powinniśmy czuć się najbezpieczniej, jesteśmy… my sami. Do pożarów dochodzi w momencie, gdy nieumiejętnie rozpalimy ogień w urządzeniu, którego używamy na co dzień do ogrzewania – piec, czy kominek. Przez nieuwagę rozżarzony węgiel może przedostać się w miejsce, którego nie zauważymy. Po kilkunastu minutach lub czasami nawet godzinach – z reguły wieczorem – ten rozżarzony węgiel staje się źródłem ognia, który błyskawicznie rozprzestrzenia się w mieszkaniu.

Kolejnym zagrożeniem są niesprawne urządzenia grzewcze, szczeliny w przewodach kominowych, nieczyszczone kominy i pożary sadzy w kominach. Z tymi ostatnimi mamy do czynienia praktycznie codziennie. Bagatelizujemy ten problem, a bardzo często dochodzi do potem tragedii. Kilka dni temu mieliśmy przypadek, gdzie o mały włos nie doszło do pożaru domu – właśnie dlatego, że płonęła sadza w kominie. Przyczyną były od dawna nie czyszczone przewody kominowe, brak wyczystki. W celu ugaszenia ognia trzeba było zdemontować komin. W wyniku temperatury, która przy tego typu pożarach wynosi ok. 1000 º C nastąpiło pękniecie tego komina i przyległej ściany. Doszło do zadymienia pomieszczeń mieszkalnych. Gdyby działo się to w nocy… pewnie nie uniknęlibyśmy tragedii.

Kolejny przykład. Impreza towarzyska w piątkowy wieczór – fajnie jest, koniec tygodnia. Grzałka postawiona za firanką – w pewnej chwili firanka, która przykrywała farelkę zaczyna płonąć i nie jesteśmy już w stanie nic zrobić.

Nie trudno o nieszczęście, a co ciekawe – nawet jeśli ktoś mieszka w jednym lokalu całe życie, w momencie gdy obudzi się w zadymionym pomieszczeniu stwierdza, że “nie zna swojego pokoju”! Absolutnie nie wie jak z niego się wydostać. Panika, brak widoczności, duszność doprowadzają do tego, że mieszkaniec pozostaje w swoim mieszkaniu, niestety, jako ofiara pożaru.

Dlatego tak ważne są dyskusje dotyczące zagrożeń. Przedstawiciele Komendy Powiatowej Państwowej Straży w Lublińcu prowadzą w tym zakresie spotkania z mieszkańcami, głównie w szkołach. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zechcieli się włączyć do akcji „Czujka na straży Twojego bezpieczeństwa” w tym, w sposób szczególny mediom, dzięki którym możemy dotrzeć z apelem do jak największej grupy osób.

Chciałbym również ogłosić konkurs – w dniu 30 listopada, o godz. 1300, wystarczy zadzwonić pod nr tel. 503 529 311 i podać hasło CZUJKA!!! Pięć pierwszych osób, którym uda się dodzwonić, otrzyma od nas cyfrowy czujnik tlenku węgla z ekranem LCD!

Rozmawiał Julian Werner.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.