“Nigdy nie pomyślałam nawet, że dożyję tego wieku”. Pani Janina Borowska z Sierakowa Śląskiego skończyła 100 lat!

“Nigdy nie pomyślałam nawet, że dożyję tego wieku”. Pani Janina Borowska z Sierakowa Śląskiego skończyła 100 lat!

Dokładnie 14 marca setne urodziny obchodziła pani Janina Borowska z Sierakowa Śląskiego. Z tej okazji Wójt Gminy Ciasna – Zdzisław Kulej, Przewodniczący Rady Gminy Ciasna – Henryk Pluta, członkowie Rady Sołeckiej oraz Sołtys Sołectwa Sieraków Śląski – Gabriela Przywara osobiście złożyli pani Janinie życzenia, wręczając kwiaty i upominki.

Wójt gminy przekazał Jubilatce życzenia nadesłane przez premiera Mateusza Morawieckiego. Gratulacje złożył również Biskup Diecezji Opolskiej, Andrzej Czaja.

Sto lat! Nigdy nie pomyślałam nawet, że dożyję tego wieku. Przeszłam wiele, doświadczyłam i dobra, i zła, ale chyba więcej dobra – przyznaje pani Janina Borowska w Życiorysie spisanym przez jej córkę, Zofię – Nie pamiętam lat dziecinnych, które spędziłam w małej miejscowości niedaleko Kielc. Urodziłam się 14 marca 1921 roku. Miałam liczne rodzeństwo, 4 siostry i 2 braci, które już nie żyje. Gdy byłam dzieckiem, moi rodzice postanowili opuścić miejsce zamieszkania i wyruszyć aż na Wołyń, gdzie można było tanio kupić więcej ziemi. Zamieszkaliśmy we wsi Purbejówka niedaleko Antonówki w woj. rówieńskim, w powiecie sarneńskim – wspomina Jubilatka.

Do szkoły podstawowej chodziła wiele kilometrów. Pamięta jeszcze swoich nauczycieli, nie zapomniała ich nazwisk. W szkole przeważali Polacy, Ukraińców było niewielu – Lubiłam się uczyć, niestety rodziców nie było stać na wysłanie mnie do szkoły średniej, mimo że należałam do piątkowych uczennic. Za naukę, internat trzeba było płacić, tylko nieliczni mogli się kształcić. Do kościoła chodziliśmy daleko, w jedną stronę około 10 kilometrów – czytamy w zapiskach.

Sytuacja zmieniła się po 1939 r. Janina Borowska pamięta moment, w którym do jej miejscowości oraz okolicznych wsi wkroczyli żołnierze NKWD i aresztowali rodziny leśniczego, gajowego, nauczycieli. Zatrzymanych Polaków wywieziono na Sybir. Aresztowań dokonywano najczęściej nocą. Jej najlepsza koleżanka Wanda trafiła z rodziną na Sybir, potem dostała się do armii Andersa, z którą zawędrowała aż do Anglii.

W 1940 r. wyszłam za mąż. Wkrótce zostałam mamą gromadki dzieci. W 1943 r. zaczęły dochodzić do nas straszne wieści, że w okolicznych wsiach bandy Ukraińców mordują Polaków. Liczyliśmy na to, że sytuacja się zmieni, dojdzie do wyciszenia niepokojów. Żyliśmy w zgodzie z Ukraińcami, których w mojej wsi było niewielu. Niestety, latem 1943 r. łuny pożarów stały się już widoczne, szczególnie nocami. Wiedzieliśmy, że wkrótce bandyci dotrą do nas. Noce spędzaliśmy poza domem, spaliśmy w zbożu. Dopiero rano wracaliśmy do domu;

Świadkowie zbrodni, którym udało się uciec opowiadali, że Ukraińcy siekierami zabijali zaskoczonych nocą Polaków. Bandyci nikogo nie oszczędzali, a potem palili domy, budynki gospodarcze – Nam udało się uniknąć śmierci, dzięki ostrzeżeniu przez jednego z Ukraińców – To on poinformował męża Janiny Borowskiej, której nocy ukraińscy bandyci napadną na wieś. Wkrótce jej rodzina i sąsiedzi Polacy musieli już na zawsze opuścić swoje domy. Ukryci w zbożu, widzieli jak płonie dobytek. Rankiem dotarli do stacji kolejowej, gdzie czekał już pociąg towarowy, podstawiony wcześniej przez Niemców.

Tym pociągiem, tak jak bydło, dojechaliśmy na Śląsk. Każdą rodzinę uciekinierów Niemcy skierowali do różnych obozów pracy. My trafiliśmy do obozu w Tychach. Mąż pracował w niemieckiej fabryce papieru, ja zajmowałam się dziećmi, które często chorowały. Przyczyną chorób był głód, zimno, brak podstawowych środków higienicznych. Później udało nam się zamieszkać w Kolonii Woźnickiej, gdzie mąż został zatrudniony przez Niemców przy wyrębie lasu – Pani Janina znalazła pracę u niemieckich gospodarzy przy żniwach lub wykopkach. Zapłatą był bochenek chleba, niekiedy mleko czy ziemniaki.

Po wyzwoleniu w 1945 roku Powiatowa Rada Narodowa w Lublińcu skierowała rodzinę do Sierakowa Śląskiego.

Początki nie były łatwe. Musieliśmy zaczynać nowe życie od podstaw. Brakowało wszystkiego: żywności, opału, ubrań dla dzieci. Ziemia, którą otrzymaliśmy od Rządu Polskiego w ramach rekompensaty za mienie zostawione na Wołyniu, dostarczała nam produktów potrzebnych do życia;

Wychowaliśmy z mężem sześcioro dzieci. Każde dziecko zdobyło odpowiednie wykształcenie i zawód. Szkoda tylko, że mój mąż nie doczekał lepszych czasów, nie zobaczył wszystkich wnuków i prawnuków. Nie zamieszkał w nowym domu, który budowaliśmy razem. Zmarł bowiem w 1973 roku. Ja doczekałam się wielu wnuków, bo jedenaściorga, siedemnaściorga prawnuków i wielu praprawnuków. Wśród tej licznej gromady są nauczyciele, inżynierowie, prawnicy, ekonomiści, pielęgniarka a także pracownicy innych grup zawodowych. Cieszę się, że moje marzenie, dotyczące kształcenia się mogły zrealizować moje dzieci, wnuki i prawnuki – przyznaje pani Janina Borowska.

zdjęcie: ciasna.pl

  1. Piękny wiek, piękne świadectwo ! Szacunek i podziw dla szacownej Jubilatki

    Odpowiedz
  2. Pani Janino. Pięknie: “Przeszłam wiele, doświadczyłam i dobra, i zła, ale chyba więcej dobra…” . Nie wiem czy osiągnę to co Pani. Niemniej, pamiętam/chcę pamiętać to co dobre, a co złe: … było minęło. Dla Pani: … cóż taki młodzian (ciut ponad niż Pani 1/2) może życzyć, … co Bóg da.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz do Pepik Anuluj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.