
Smród, robactwo i strach przed pożarem – lokatorzy bloku nie radzą sobie z sąsiadem.
– Prosimy! Przyjedźcie, zobaczcie i interweniujcie. Mamy dość – piszą mieszkańcy bloku przy ulicy Szymanowskiego w Lublińcu. W jednym z lokali zamieszkuje 73-letni mężczyzna cierpiący na syllogomanię, zaburzenie polegające na niekontrolowanym zbieraniu różnych przedmiotów – od drobiazgów, po stare meble, a nawet śmieci. Skontaktowaliśmy się z zarządcą osiedla. Rozmawialiśmy z samym mieszkańcem. Dotarliśmy również do rodziny mężczyzny, zamieszkałej w Gminie Ciasna – wszyscy bezradnie rozkładają ręce. Samotny mężczyzna odrzuca pomoc i nie wpuszcza nikogo do mieszkania. Tymczasem smród odczuwalny jest w całym bloku. W lokalu doszło też do pożaru i niepokojących zadymień – Czy musi wydarzyć się tutaj tragedia aby ktoś wreszcie się obudził? – pytają coraz bardziej rozdrażnieni lokatorzy.
– Najgorzej jest latem. Charakterystyczna woń śmieci sprawia, że nie jesteśmy w stanie wyjść na balkon. Siedzimy przy zamkniętych oknach. Sąsiad przyrządza posiłki na starym oleju. Dym przenika do mieszkań przez systemy wentylacyjne. Tą samą drogą przedostają się muchy i robactwo. Nieustannie wietrzymy klatkę schodową – relacjonują ludzie. Koszmar trwa od kilku lat. Mężczyzna zbiera wszystko, co znajdzie. Pomieszczenia wypełnione są po sufit. Odpady składowane są również na balkonie. Nawet samochód mieszkańca wypełniony jest gratami. Sąsiedzkie negocjacje nie przynosiły żadnych efektów – To nie jest agresywny człowiek. Problem chcemy rozwiązać z poszanowaniem dla jego choroby. Wnioskowaliśmy do Spółdzielni Mieszkaniowej „Strzecha” zarządzającej osiedlem, dyskutowaliśmy z przedstawicielami Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i sanepidem. Instytucje wskazują na skomplikowane przepisy i procedury, które ograniczają radykalne rozwiązania, tym bardziej, że sąsiad wykupił lokal na własność. Nie można tak po prostu wejść i wyrzucić człowieka na bruk ale muszą istnieć inne metody – dodają lokatorzy.
Niektórzy mieszkańcy, z którymi dyskutowaliśmy, czują się lekceważeni przez instytucje, które mogłyby zakończyć skomplikowany problem. Deklarują, że jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, wystąpią do spółdzielni z pismem… o obniżenie czynszów. Determinację sąsiadów pogłębiają nie tylko odór i fatalne warunki sanitarne ale też strach przed pożarem. Obawy są uzasadnione – w 2016 roku, w czasie Świąt Bożego Narodzenia, w mieszkaniu mężczyzny pojawił się ogień. Dzięki sprawnej akcji gaśniczej i ewakuacji, nie doszło tu do tragedii. Kolejna interwencja straży pożarnej miała miejsce w tym roku, 28 sierpnia. 73-latek zasnął kiedy gotował kiełbasę. Mieszkańcy zaalarmowali służby kiedy spostrzegli dym. W budynku funkcjonuje instalacja gazowa. Nie ma pewności czy jest ona sprawna w mieszkaniu sąsiada. Mężczyzna nie wpuszcza do środka przedstawicieli organów kontrolujących – nie tylko pracowników „Strzechy” ale też wysłanników Państwowej Powiatowej Inspekcji Sanitarnej czy Zakładu Usług Kominiarskich – Boimy się, codziennie, bo nie wiadomo co wydarzy się za chwilę – nie kryją użytkownicy przyległych lokali.
W sprawie dramatycznej sytuacji panującej w bloku skontaktowaliśmy się z Zarządem lublinieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej „Strzecha” – Sprawa uciążliwego mieszkańca jest nam znana – pisze prezes Henryk Kołodziej – Zwracaliśmy się do lokatora z prośbą o uprzątnięcie mieszkania i balkonu. Wystosowaliśmy pismo do Komendy Powiatowej Policji o pomoc w komisyjnym wejściu do mieszkania w celu dokonania przeglądów instalacji gazowej, przewodów kominowych i oceny stanu sanitarnego. Do oceny mieszkania zaprosiliśmy również Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego z Lublińca – czytamy w korespondencji prezesa Kołodzieja. Zarząd SM „Strzecha” powiadomił również rodzinę lokatora o szkodliwym zachowaniu mieszkańca. Dziwi fakt, że uczyniono to dopiero… po naszej interwencji.
Potwierdza to syn 73-latka, który pokazał nam pismo otrzymane ze Spółdzielni Mieszkaniowej „Strzecha”. Zarządca osiedla wystosował informację w dniu 11 września br. a więc dokładnie wtedy kiedy nasze pytania powędrowały na mailową skrzynkę „Strzechy”! Syn podejmował już działania na własną rękę – Wielokrotnie próbowałem rozmawiać z ojcem, na próżno, ponieważ nie zawsze wpuszczał mnie do środka. Nieliczne rozmowy nie były proste, bo tata przeszedł dwa zawały – mówi – Jakiś czas temu wyniosłem z mieszkania 40 parasoli. Wyrzuciłem je do kontenera. Jeszcze tego samego dnia ojciec ponownie przyniósł je do domu. Szukałem pomocy w siedzibie Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lublińcu. Inspektorki próbowały skontaktować się z tatą ale on nikogo nie wpuszcza. Tak naprawdę, nie wiem co robić – przyznaje mieszkaniec Gminy Ciasna, który jednocześnie broni ojca – Na swój sposób jest zaradny. Przynosi do domu zepsute radio i bez kłopotu potrafi je naprawić. Problemem jest syllogomania, na którą cierpi – dodaje syn.
Podczas wizyty przy ul. Szymanowskiego udało nam się również porozmawiać z samym właścicielem feralnego mieszkania. Zapytaliśmy o smród, śmieci i negatywny wpływ na życie sąsiadów – Nikomu nie robię krzywdy. Opłacam czynsz. Śmierdzi, bo moje drzwi są nieszczelne. Niebawem się wyprowadzam – stwierdził nasz rozmówca – Mówi tak od wielu lat ale niestety, nic się nie zmienia. Nie jest do końca świadomy tego co się dzieje – twierdzą sąsiedzi – To starszy, cierpiący człowiek, który potrzebuje natychmiastowej pomocy. Z jednej strony okazujemy mu współczucie lecz jednocześnie boimy się o własne bezpieczeństwo – kończą rozżaleni lokatorzy. Będziemy śledzić dalszy rozwój wypadków przy ulicy Szymanowskiego. Wysłaliśmy w tej sprawie zapytania do lublinieckiego MOPS’u. Powrócimy do tematu po otrzymaniu odpowiedzi.
Zdjęcie: archiwum KPP Lubliniec (2016)