Niezwykły mieszkaniec naszego powiatu!

Niezwykły mieszkaniec naszego powiatu!

W czwartek 05.05.2014 r. w biurze poselskim posła Andrzeja Gawrona odbyło się niezwykłe spotkanie z niezwykłą osobą, chor. Stefanem Jankowskim. Podczas prawie dwu godzinnego spotkania gość podzielił się  z zebranymi historią swojego życia, która by świetnie nadawała się na scenariusz niejednego filmu.

Stefan Jankowski urodził się 96 lat temu w Krzemieńcu na Wołyniu (obecnie Ukraina, przed wojną należał do Polski). Pomimo tego, że miasto należało do Polski, przeważającą część ludności stanowili Ukraińcy, także sytuacja Polaków nie była w tym regionie najlepsza. Jego ojciec był wojskowym. Służył w 12. Pułku Ułanów Podolskich. W Krzemieńcu nasz bohater ukończył szkołę powszechną – Liceum Krzemienieckie. Szkoła ta była jedną z najbardziej zasłużonych placówek oświatowych na Kresach. Ukończyli je m. in.: Juliusz Słowacki i Antoni Malczewski. Podczas młodzieńczych lat na Wołyniu, Jankowski realizował również swoją wielką pasję – lotnictwo! Z okolicznych wzgórz nauczył się latać na szybowcach, co w późniejszych latach okazało się być punktem zwrotnym w jego życiorysie.  Ukończył również, jako człowiek, któremu bliskie były wartości narodowe przygotowanie wojskowe. Na początku II Wojny Światowej, wraz z wejściem Armii Czerwonej na wschodnie rubieże Rzeczpospolitej zaczął się proces eksterminacji polskich oficerów i inteligencji w głąb Związku Radzieckiego. Pan Stefan, ze względu na swoją wrogą postawę wobec komunizmu oraz związki z Wojskiem Polskim, został aresztowany i przewieziony do więzienia w Białystoku, gdzie spędził 6 miesięcy.

Następnie, został przymusowo wysłany do łagru w północnej Syberii. Podróż wyglądała następująco: najpierw kilkudniowa podróż pociągiem Koleją Transsyberyjską, następnie podróż statkiem rzeką na północ, do momentu w którym rzeka była żeglowna. Końcowym etapem podróży, była kilkuset kilometrowa piesza tułaczka wśród syberyjskiej odludnej tajgi do miejsca zesłania. Wędrówka wyglądała tak, że trzeba było iść w zwartej grupie, a każdy krok w prawo bądź na lewo mógł zakończyć ostrzałem. Więźniowie wykonywali przeróżne prace. Zajmowali się głównie wyrębem drewna, które wycinano ręcznie, bez żadnych urządzeń mechanicznych; kopaniem studni; budową dróg i mostów.. Wszystkie prace łączyło to, że były ponad możliwości schorowanych i głodnych więźniów. Spali w barakach na pryczach, bez dostępu do urządzeń sanitarnych. Ich toaletą i łazienką był las i rzeka, i tak przez kilka lat… W całym obozie było kilkuset zesłańców, w każdym z baraków po ok. 50 osób. Byli to obywatele wielu krajów. Polaków było sporo. Szydzono z nich w sposób szczególny, ze względu na wyznawaną religię katolicką oraz przywiązanie do ojczyzny. Szczególnie dokuczliwa była zima, ze względu na syberyjskie mrozy. Piece w obozie były opalane węglem. Odpowiedzialni za palenie w nich byli również więźniowie. Rosjanie pozwalali pisać osadzonym listy, problem jednak taki, że większość nigdy nie dotarła do odbiorców. W łagrze panowała segregacja narodowościowa. Najlepiej traktowani byli Rosjanie. którzy mieli osobne jadalnie i lepsze ubranie. Rosjanie ci, byli często kryminalistami, którzy zostali skazani do łagru za popełnione przestępstwa. Oni tak de facto, w sposób bandycki rządzili obozem, za milczącą zgodą kierownictwa. Jankowski dodatkowo został wysłany do pobliskiej kolonii karnej. Jak się okazało, w kolonii tej panowały lepsze warunki, niż w łagrze. Znajdował się tam szpital, w którym lekarką była Żydówka. Ze względu na znajomość łaciny, której nauczył się w liceum, pan Stefan został jej pomocnikiem. Najgorsze w obozie oraz kolonii, według naszego prelegenta były: głód oraz zimno. Jak mówi, rzeczą, która utrzymywała Polaków przy życiu, była modlitwa oraz tęsknota i miłość do ojczystego kraju.

Punktem zwrotnym dla więźniów okazał się wybuch wojny pomiędzy Związkiem Radzieckim a Rzeszą Niemiecką, oraz zawarcie porozumienia między Stalinem, aliantami oraz dowódcami Wojska Polskiego. Umowa zawierała m. in. amnestię dla obywateli polskich deportowanych i zesłanych do obozów NKWD i Gułagu. Na tej bazie zaczęto formować w Związku Radzieckim formacje wojskowe pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Pan Stefan Jankowski trafił do jednego z takich oddziałów. Główny punkt rekrutacyjny znajdował się pod Moskwą, dokąd przybył Jankowski, wraz z innymi Polakami.  W stolicy Rosji, gdy przybyli do niej polscy zesłańcy, miejscowi mieszkańcy bali się ich i uciekali przed nimi. Byli więźniowie nie mieli nawet butów. Na stopach mieli założone wykrojone na kształt butów kawałki opon wyściełanych słomą. Dręczyły ich choroby i pasożyty. U miejscowych, ludzie ci budzili odrazę. Pan Stefan Generała Andersa poznał osobiście. Określa go jako człowieka surowego, wymagającego i bardzo dociekliwego (gen. Anders osobiście przyjmował Jankowskiego do armii, dociekliwość i ostrożność w przyjmowaniu nowych żołnierzy, wynikała z obawy przed przyjmowaniem konfidentów). Współpraca układała się między nimi bardzo dobrze. Oddział, w którym znalazł się nasz bohater, oddelegowany był do działań na froncie południowym. Trasa, którą przemierzyli przebiegała z Krasnojarska na Syberii, przez Moskwę, stepy Kazachstanu, Morze Kaspijskie, Bliski Wschód, Morze Czerwone do Afryki.

U wybrzeży Afryki Południowej statek RMS Laconia, na którym przebywał Jankowski i który służył do walk z oddziałami wiernymi Hitlerowi, został storpedowany przez niemiecki okręt podwodny. Statek zaczął tonąć. Żołnierze zdołali na szczęście dostać się do szlup ratunkowych, tam oczekując na pomoc. Działo się to w nocy 12 września 1942 r., przy praktycznie zerowej widoczności. Niektórzy skakali na oślep do oceanu. Według szacunków, na pokładzie statku w chwili zdarzenia było ponad 2000 pasażerów, uratować udało się zaledwie połowie z nich. W dzień, ku nieszczęściu dryfujących po bezmiarze oceanu na niewielkich łódkach rozbitków, rozpętała się wielka burza, która miotała łódkami na wszystkie strony. Pan Stefan wspomina też rekiny, które niebezpiecznie przybliżały się, okrążając łodzie. Ludzie nie mieli jedzenia, także w przypadku braku nadejścia pomocy, skazani byliby na zagładę. Pod koniec dnia, ktoś zauważył na horyzoncie dym! Oznaczało to, że zbliża się do nich ocalenie. Okazał się nim wielki angielski statek, którego dowódcy zauważywszy rozbitków, bezzwłocznie pospieszyli im na ratunek. Pan Stefan opisuje moment, jak znalazł się na statku. Anglicy poczęstowali żołnierzy angielską herbatą. Po wielogodzinnym dryfowaniu po oceanie, bez jedzenia i pitnej wody, szklanka ciepłej herbaty wydawała się dla nich szczytem marzeń . Tego smaku i zapachu mówi, że nie zapomni nigdy! “Była to najlepsza herbata, jaką piłem w życiu”. Statek płynął do Sierra Leone w zachodniej Afryce i tam też zabrał rozbitków. Po krótkim pobycie w tym kraju, tym razem, wraz z kanadyjczykami udali się w powrotną podróż do Europy. Przypłynęli do Liverpoolu, a następnie do portu w Blackpool. Tam również, podobnie jak w Związku Radzieckim, zaczęły tworzyć się nowe formacje walczące z nazistami. W tym momencie jego opowieści wracamy z powrotem do Krzemieńca i jego wielkiej szybowcowej pasji. Jego umiejętności wtedy poznane, zaowocowały tym, że trafił do pułku lotniczego. Zdobył uprawnienia do latania wieloma typami samolotów wojskowych. Latał samolotami 1-,2- i 4-silnikowymi. Najlepiej wspomina słynne samoloty bombowe Avro Lancaster. Inne to m. in. Battle I oraz Vickers Wellington. Walczył jako lotnik m. in. w Iraku oraz u wybrzeżu Francji. Zajmował się głównie lotniczym zaminowywaniem wybrzeży morskich, tak, aby zablokować niemieckim statkom wypłynięcie oraz wpłynięcie do portów.

Po zakończeniu II Wojny Światowej został w Wielkiej Brytanii. Przejęcie władzy w Polsce przez komunistów uniemożliwiło mu powrót do ojczyzny. Został instruktorem nawigacji lotniczej. Pracował w Irlandii Północnej oraz na Wyspach Normandzkich (Guersney). Rozeszła się również plotka, że już w latach powojennych rzekomo chor. Jankowski zginął w wypadku lotniczym. Plotka ta znalazła odzwierciedlenie nawet w dokumentach. Na “Liście Krzystka”, dokumentującej personel Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii w latach 1940-1947 uznany również za zmarłego.

Prywatnie pan Stefan jest ojcem trójki dzieci (jeden syn już nie żyje, a warto wspomnieć, że współpracował z NASA, przygotowując misje badawcze na Marsa).

Chor. Stefan Jankowski, jako Polak, postanowił na ostatnie lata życia przeprowadzić się do ojczystego kraju. Na miejsce do zamieszkania wybrał Koszęcin.

Receptą na sukces w życiu, według pana Stefana to rodzina. “Myśl o rodzinie – ona jest najważniejsza”. Jego spostrzeżeniem z pobytu w naszym kraju jest również to, że Polacy przesadnie dbają o cmentarze, zaniedbując przy tym kontakty i relacje z najbliższymi, którzy żyją. “Dbajmy najpierw o tych, którzy żyją, dopiero później o groby, tych, których już nie ma!”

Jesteśmy dumni, mogąc gościć osobę o tak bogatym życiorysie.

Panu Stefanowi życzymy dużo dużo zdrowia i zadowolenia z pobytu na naszej, lublinieckiej ziemi.

13199040_228982747470194_1149067424_o

13161257_228984260803376_934982510_o

13170722_228984300803372_1116971163_o

13170764_228983710803431_93494554_o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.