Szczera rozmowa ze Zbigniewem Rosińskim – radny Rady Miejskiej w Lublińcu zrezygnował ze stanowiska

Szczera rozmowa ze Zbigniewem Rosińskim – radny Rady Miejskiej w Lublińcu zrezygnował ze stanowiska

W piątek 11 września Zbigniew Rosiński – radny Klubu “Z Burmistrzem dla Lublińca”, przyjął Decyzję Komisarza Wyborczego, pieczętującą rezygnację samorządowca z funkcji radnego Rady Miejskiej.

O przyczynach rezygnacji, Aferze Komisyjnej, o zaangażowaniu w rozwój Miasta i politycznych podziałach wśród lublinieckich samorządowców, a także kontrowersjach towarzyszących współorganizacji marcowego biegu “IV Setka Komandosa”, ze Zbigniewem Rosińskim rozmawia Julian Werner. 


4 września, w mediach społecznościowych poinformował pan o rezygnacji z funkcji radnego Rady Miejskiej w Lublińcu. Wymieniając przyczyny dymisji – obok nieudanej próby “ożywienia, reorganizacji, nabrania wyrazistości i osobowości”, wskazał pan przede wszystkim na niepowodzenie w kwestii – Kruszenia betonowej rady – dodając przy tym, że – Jak już się coś ukruszyło, to tylko po to by odłamkiem porazić – To bardzo mocne sformułowania. Czy może pan rozwinąć swoją myśl?

Rezygnację złożyłem 1 września, ale dałem czas Przewodniczącemu Rady na zapoznanie się z przepisami w tej kwestii i poczynienie odpowiednich kroków. Dopiero po wysłaniu pisma do Komisarza Wyborczego upubliczniłem swoją decyzję. Natomiast co do pytania – szczególnie od czasów tzw. „Afery Komisyjnej” publicznie zacząłem mówić o potrzebie reorganizacji Rady Miejskiej. W trakcie grudniowej Sesji zaznaczyłem, że moją idée fixe jest reorganizacja rady i połączenie kilku komisji, co przyniesie tak ważne teraz oszczędności finansowe, a może przede wszystkim, zaoszczędzi czasu pracownikom urzędu i Biura Rady, którzy muszą ten czas poświęcać zjawiając się na kolejnych komisjach, by omawiać ten sam temat. Nie rzadko miała miejsce sytuacja, w której referujących pracowników było więcej niż radnych.

Gminy mające takie rozwiązania bardzo sobie je chwalą. Wspólna komisja pozwala radnemu poznać szerokie spektrum zagadnień miasta, a nie tylko wycinek z jego komisji. Często na sesjach rozprawiamy o czymś, co zostało rozłożone na czynniki pierwsze w komisji rozpatrującej sprawę, ale nie jest znane pozostałym radnym. Takie posiedzenia lepiej przygotowałyby nas do spotkań z mieszkańcami i niejednokrotnie umożliwiałyby natychmiastową odpowiedź.

Na koniec zaznaczyłem że „Jeżeli bycie radnym jest faktycznie posłannictwem i służbą mieszkańcom, nie powinno być problemu z opracowaniem i przygotowaniem na następną, w ostateczności kolejną sesję, projektu uchwały w sprawie określenia ilości i powołania stałych Komisji Rady Miejskiej”. Przez pięć miesięcy temat nie powracał… więc złożyłem wniosek o odwołanie mnie z przewodniczenia Komisji Ochrony Środowiska i Rozwoju.

Po karkołomnych poczynaniach, by nawet tej jednej komisji nie likwidować, wiedziałem, że odejdę z Rady. Kropkę nad „i” postawił Przewodniczący oznajmiając na ostatniej Sesji, że żaden klub nie poparł mojej propozycji. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że to nie miejsce i nie ludzie, z którymi mi po drodze. Odniosłem wrażenie, że moje poczynania są głównie odbierane jako zamach na zburzenie przyjemnie wymoszczonego gniazdka radnego. Nikt nie chciał wyjść ze strefy komfortu.

Wspomina pan również, że – Szczególnie dotknęło pana przyzwolenie i akceptacja dla działań niezgodnych z prawem – O jakie działania chodzi? Domyślam się, że przywołuje pan głośną “Aferę Komisyjną” z końca 2019 roku – wówczas Burmistrz Lublińca skierował do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przerobienia dokumentu i poświadczenia nieprawdziwych okoliczności przez radnego Łukasza Mikulskiego. Według Burmistrza, radny Mikulski – choć nie uczestniczył w posiedzeniu Komisji Ochrony Środowiska i Rozwoju oraz nie brał udziału w dyskusji i głosowaniu – miał już po zakończeniu posiedzenia komisji podpisać listę obecności. Przecież prokuratura nadal analizuje tą sprawę i tak naprawdę nie znamy jeszcze ostatecznego werdyktu…

Na to pytanie odpowiem przekornie – jeżeli powiem, że Jan Springwald [radny klubu Forum Samorządu Lublinieckiego – przyp. red.] ma różowe włosy, to czy Julian Werner na potwierdzenie tych słów potrzebuje werdyktu sądu, czy jednak zaufa swemu wzrokowi? Ja wiem co widziałem, a raczej kogo nie widziałem. Zresztą, sam zainteresowany – jak napisał – ma wątpliwości czy uczestniczył w obradach komisji.

W uznaniu Przewodniczącego Komisji, radnego Damiana Włodarczyka, podpis złożony przez Łukasza Mikulskiego wynikał ze zgody pozostałych członków zespołu, m.in. pańskiej oraz radnego Henryka Maniury. Jak było naprawdę?

Nawet gdyby taka zgoda była, to byłoby to niezgodne z prawem. Ponownie wrócę do wcześniejszego przykładu, by ułatwić czytelnikom zrozumienie – protokolantka pisze, że Springwald ma siwe włosy. Przewodniczący Komisji się nie zgadza i pisze swój protokół, a w nim stoi, że Springwald ma włosy różowe. Mając przewagę w Komisji można wszelkie bzdury przegłosować i tak uczyniono.

Po wybuchu afery, w trakcie Sesji w dniu 17 grudnia 2019 złożył pan wniosek o odwołanie przewodniczącego Włodarczyka, obejmując potem to stanowisko. Jak odniósłby się pan do tej sytuacji gdyby prokuratura nie uznała zasadności zawiadomienia złożonego przez Burmistrza i umorzyła sprawę?

Nadal będę uważał, że Springwald ma siwe włosy.

Wróćmy jeszcze do kwietniowej rezygnacji z funkcji Przewodniczącego Komisji a potem Radnego. W przypadku pierwszego z tych stanowisk, w uzasadnieniu napisał pan, że kierowała panem chęć – Ograniczenia wydatków na Radę Miejską – Jak wspomniał pan wcześniej, liczył pan, że rezygnacja doprowadzi do ograniczenia ilości Komisji. Jednak w przestrzeni publicznej mówiło się również o… tarciach w pana macierzystym klubie “Z Burmistrzem dla Lublińca”, zwłaszcza po kontrowersjach związanych z organizacją marcowego biegu “IV Setka Komandosa”, kiedy na terenie Polski pojawiły się pierwsze ostrzeżenia związane z koronawirusem…

Ponownie podkreślam, że reorganizacja spowoduje niewielkie oszczędności finansowe, ale znaczące oszczędności czasowe. Tematy komisji wielokrotnie się nakładają, co dezorganizuje przede wszystkim pracę urzędników magistratu. Proszę zauważyć, że przy niektórych uchwałach (budżet, raport) pięć komisji ma te same tematy. Każde posiedzenie trwa 2-3 godziny, czyli burmistrz, wiceburmistrz, sekretarz i skarbnik stracili dwie dniówki powtarzając grupkom po 5-ciu radnych te same uzasadnienia uchwał. Jako społecznik nie mogę i nie godzę się z takim marnotrawieniem czasu. Nie widzę sensu w takim postępowaniu.

Natomiast jeśli chodzi o klub radnych, to są różnice zdań, a czy są to tarcia… to już zależy od interpretacji. Cenię sobie, że w Klubie “Z Burmistrzem dla Lublińca” nigdy nie było dyscypliny w głosowaniu, czego nie można powiedzieć o innych – patrz chociażby „afera” czy absolutorium. Większość radnych nie kojarzy żadnych naszych imprez, nawet tych na szczeblu europejskim i pokazywanych w kilku kanałach telewizyjnych. Podobnie było z Setką Komandosa. U większości radnych występuje żenujący poziom wiadomości o wydarzeniach w mieście oraz brak aktywnego w nich udziału. Z mojego rozpoznania nie wynika też aby czytali oni nawet prasę lokalną.

Kontrowersje przy „Setce” wynikły tylko i wyłącznie z poczynań radnego Mikulskiego, którego przez dwa lata radcowania nie widziałem na żadnym wydarzeniu sportowym, patriotycznym, akademii, otwarciu, obchodach, gali, spotkaniu, prelekcji czy wykładzie. Chyba, że był, ale niewidoczny – podobnie jak na Komisji. To on wystosował na mnie, na uczestników i instytucje wspierające skargi – m.in. do Komendanta Głównego Policji, Komendanta Głównego Straży Pożarnej, Dowódcy Generalnego RSZ, Dowódcy WOT, Dyrekcji Lasów Państwowych, Centrum Zarządzania Kryzysowego i kilku innych. Zapomniał o Kancelarii Prezydenta i Prymasie Polski, wszak duchowni też byli obecni. Zapewne założeniem było zaszkodzić mi, a wyszedł czarny pijar dla miasta oraz próba zburzenia, budowanego latami, pozytywnego wizerunku przez radnego pretendującego do stanowiska Burmistrza!

Dzieląc się swoimi fobiami i strachem, zarażał mieszkańców skuteczniej niż potencjalny COVID, którego w owych dniach było 60 przypadków w kraju! Nie słuchał szefa rządu, Mateusza Morawieckiego, który w czasie piątkowej – czyli w dniu startu – konferencji prasowej kilkakrotnie prosił, aby szczególnie roztropnie informować w sprawie zagrożeń epidemiologicznych i podawać wyłącznie sprawdzone informacje. Prawie na każdej sesji trzeba radnemu Mikulskiemu zwracać uwagę że „jako prawnik powinien wiedzieć” – w tym wypadku, że impreza masowa jest od 1000 osób wzwyż, a taki limit obowiązywał w czasie zawodów – wprowadzono go zaledwie trzy dni wcześniej.

Przywoływane przez radnego Rozporządzenie Ministra Zdrowia zostało opublikowane w piątek, 13 marca, o godz. 23.33, a więc już w trakcie biegu. Pierwotnym źródłem wiedzy była konferencja premiera Mateusza Morawieckiego o obostrzeniach mających obowiązywać od północy z soboty na niedzielę – ta data kilkukrotnie pojawiała się w wypowiedzi premiera.

Reasumując – działałem zgodnie z prawem. Wykazałem maksimum odpowiedzialności za bezpieczeństwo osób, które przyjechały do Lublińca. Bieg przeprowadziliśmy w “formule korespondencyjnej”, czyli zaproponowałem, żeby osoby zapisane na start pobiegły po własnej trasie, w dowolnym miejscu. Jednak wielu zawodników informowało nas, że chce pobiec i pobiegnie w Lublińcu – po trasie, która jest na stałe przygotowana i oznaczona. Takich ludzi z 300 zgłoszonych, było 71 (nad ranem 58 i ubywało z każdą godziną po kilka).

Należy dodać, że impreza odbywała się na terenie dwóch Nadleśnictw. Pętla liczyła 20 kilometrów, w związku z czym odległości pomiędzy uczestnikami najczęściej liczyły po kilkaset metrów. W poczuciu odpowiedzialności za ich bezpieczeństwo postanowiliśmy zorganizować zabezpieczenie medyczne, obstawę na trasie, odżywki, ciepłe posiłki i inne rzeczy, które zwiększały bezpieczeństwo biegnących. Honorem z naszej strony było „nie zostawienie swoich”, kosztem… narażenia się na krytykę i szykany. Jak widać, te ostatnie wartości są obce radnemu. Jeżeli chodzi o sam bieg, to efektem “burzy” było… natychmiastowe wyczerpanie limitu uczestników na 2021 rok.

Jak całościowo oceni pan przebieg trwającej kadencji Rady Miejskiej, w której, co tu dużo kryć, obserwujemy wyraźne podziały polityczne. Czy sprzyja to właściwemu funkcjonowaniu samorządu – np. poprzez mobilizację poszczególnych klubów, czy może rozbija to pracę na rzecz Miasta?

Rozczarowany byłem już po poprzedniej kadencji [2014/18 – przyp. red.]. Zobaczyłem, że w społeczeństwie powielany jest fałszywy wizerunek radnego jako elity zaangażowanej w życie miasta. Król okazał się być nagi. Bez entuzjazmu i bez kampanii wystartowałem w kolejnym rozdaniu. Okazało się ono jeszcze gorsze, głównie za sprawą opozycji. Co do podziałów politycznych, to zwracałem uwagę radnemu Mikulskiemu – bo tylko on używał takich sformułowań – że w naszej radzie jest tylko jedna grupa typowo partyjna, co nawet wynika z nazwy „Klub Radnych Prawa i Sprawiedliwości”. Mobilizacja jest i owszem, ale tylko po to by zaszkodzić, a nie budować. Powiem więcej – dla dobra miasta… niektórzy nigdy w tej radzie nie powinni zasiadać.

Czy decyzja o rezygnacji nie jest decyzją pochopną? Otrzymał pan ogromny kredyt zaufania wyborców oraz 3 tysiące głosów poparcia na łamach Portalu Samorządowego. Z drugiej strony… dobrze wiemy, że radni wybrani przez lokalną społeczność nie zawsze są w stanie przeforsować swoją wizję i pomysły związane z rozwojem gminy. Czy jednak może być to przyczynkiem do tak poważnego kroku?

To prawda, że w pojedynkę radny nie jest wstanie przeforsować swoich wizji i pomysłów. Ale też nie może upierać się przy swojej ulicy. Zawsze powtarzam, że jestem Radnym Miejskim, a nie tylko swego rejonu. Przykładem tego jest zabieganie od pierwszych dni o Kokotek, pomimo, że głosów tam tyle… co na moim osiedlu i nie jest to mój Okręg. Choć teraz niektórzy podskakując krzyczą: „to ja, to ja, to ja”, to zapytam – gdzie byli kilka czy kilkanaście lat temu, rządząc czy uczestnicząc w zarządzaniu Lublińcem?

Wracając do początku pytania – kto dokładnie śledził moje poczynania nie był zaskoczony decyzją i przez ostatnie dni wiele osób mi to potwierdzało, jednocześnie żałując, że ją podjąłem. Głosy, o których pan wspomina opublikowane są na stronie portalsamorzadowy.pl, gdzie można ocenić swoich radnych – zarówno głosem jak i komentarzem. Gorzka to satysfakcja, że jestem najwyżej ocenianym, ale to daje mi podstawy do krytycznych wypowiedzi w stosunku do kolegów. Liczę na to, że wyborcy wybaczą mi ten poważny krok, gdy nowe wybory przyniosą radzie prawdziwych gospodarzy – osoby autentycznie zaangażowane w życie i rozwój miasta. Na marginesie dodam, że nie ma w Lublińcu osoby bardziej destrukcyjnie działającej na wizerunek PIS-u, niż przewodniczący klubu radnych tej partii. Potwierdzeniem tej tezy są wyniki Wyborów Prezydenckich w naszej gminie.

Jak wyglądać będzie aktywność Zbigniewa Rosińskiego po odejściu z Rady Miejskiej? Jest pan prezesem Wojskowego Klubu Biegacza Meta – trudno uwierzyć aby i tutaj zrezygnował pan ze współorganizacji imprez biegowo – rekreacyjnych. Pytam więc o inne plany…

Jestem Prezesem Honorowym. Z zarządu klubu musiałem odejść po objęciu funkcji radnego – tak stanowią przepisy. Trochę to dziwne, bo nie ma głosowań nad wysokością dotacji dla poszczególnych organizacji, w odróżnieniu od corocznych uchwał dotyczących… podwyżek dla nauczycieli, gdzie zainteresowani sami o nie lobbują i nad nimi głosują.

Chociaż czasu będę miał więcej, to nadal będę narzekać na jego brak. Jeżeli zerknie pan na mój profil [Facebook – przyp. red.] i ostatnie wyróżnienie, to znajdzie odpowiedź na jedno z pól działalności pozasportowej. Złożyłem również wniosek w ramach tegorocznego Budżetu Obywatelskiego o rewitalizację Placu im. Pawła Golasia, polegającą na usadowieniu na pomniku kopi przedwojennego orła, tablicy z nazwiskami Kawalerów Orderu Virtuti Militari oraz przetransportowaniu i ustawieniu bunkra obronnego z 1939 roku. W temacie historyczno-patriotycznym również mam kolejne pomysły…


Zbigniewa Rosińskiego w wyborach samorządowych w 2018 poparło 150 mieszkańców Lublińca. W związku z rezygnacją ze sprawowania dalszej funkcji radnego, mandat przysługuje kolejnej osobie na liście – z tego samego komitetu, z największą ilością otrzymanych głosów. 139 głosów otrzymał śp. Stanisław Miluk, który zmarł kilka dni po wyborach samorządowych. Mandat radnego przypadnie zatem Karolowi Słocie, na którego zagłosowało 107 osób [za: lubliniec.info]

zdjęcie: Z. Rosiński, prof. Facebook

  1. Są jeszcze ludzie z honorem! Gratuluję

    Odpowiedz
  2. Nie jestem z Lublińca i nie głosowałem w tych (ich) sprawach. Niemniej, drobna dygresja, ludzie z miasta dali im głos. Ten skapitulował. A…., poseł Maniura – też był zdzerterował. Czy to są ludzie godni zaufania/głosu? Bzzzzz….. Gdyby ktoś (szara masa) porzucił pracę, jakie poniósł by konsekwencje od pracodawcy? Tych ludzi pracodawcą są wyborcy! Co wyborcy na to?

    Odpowiedz
  3. Zaraz, zaraz – Słota to taki quasi rzecznik prasowy Burmistrza Maniury przez fanpage “Lubliniec zasługuje na jeszcze więcej “. Co będzie dalej z tym fanpage?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz do Bil Anuluj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.